Niedokończona rewolucja

16 stycznia minęła 39 rocznica ucieczki obalonego szacha Iranu Mohammada Rezy Pahlawiego do Egiptu. W trakcie ostatnich masowych protestów Irańczycy życzyli śmierci obecnym władzom, a jednocześnie z nostalgią wspominali dynastię Pahlawich. Analizując irański bunt trafiamy na drugie, a czasami trzecie dno. Nic nie jest takie, jakie się na pierwszy rzut oka wydaje.


Protesty rozpoczęły się 28 grudnia 2017 roku w Meszhedzie, drugim co do wielkości mieście Iranu. Powodem był gwałtowny wzrost cen, głównie jajek i drobiu, a także zapowiedzi podniesienia cen paliwa. Ludzie wyszli na ulice niezadowoleni również z wysokiego poziomu bezrobocia i korupcji. Hasła ekonomiczne szybko uzupełniono o polityczne; domagano się zaprzestania dotowania Palestyńczyków, Hezbollahu i milicji szyickich w Syrii, a nawet życzono śmierci irańskim przywódcom. Pojawiły się wyrazy tęsknoty za wspomnianym na początku Mohammedem Rezą Pahlawim. Postulaty protestujących można streścić w sposób następujący: nie podoba nam się kierunek, jaki obrano po rewolucji z 1979 roku, nie podoba nam się polityka zagraniczna, skupcie się na rodakach, zamiast marnować pieniądze w ramach rywalizacji z Saudami. Chcemy zmian.
Protesty, zapoczątkowane w Meszhedzie, szybko przeniosły się do innych miast, by kilka dni po ich rozpoczęciu dotrzeć do stolicy. 3 stycznia Dowódca Gwardii Rewolucyjnej Mohammad Ali Dżafari ogłosił 'koniec buntu'.

Konserwatywna iskra


Nie bez znaczenia jest fakt, że protesty rozpoczęły się w Meszhedzie w północno-wschodnim Iranie, przy granicy z Afganistanem i Turkmenistanem. W tym mieście ogromne wpływy ma Ebrahim Raisi, twardy konserwatysta i kontrkandydat obecnego prezydenta w ubiegłorocznych wyborach prezydenckich. Dlatego pierwsze postulaty dotyczyły kwestii ekonomicznych, by chwilę później dołączyły do nich hasła antyrządowe. Lecz, co bardzo ważne, nie antysystemowe. Raisi, znany ze swoich konserwatywnych poglądów, jest wrogiem Hasana Rouhaniego; krytykuje go za 'zbyt liberalną politykę', niezrealizowanie obietnic wyborczych czy fiasko reform. Idealny plan szybko jednak przestał być idealny, a protestujący Irańczycy zaczęli skandować coraz bardziej kontrowersyjne hasła: 'śmierć dyktatorowi', 'precz z Republiką Islamską'. Raisi chcąc uderzyć w ośrodek prezydencki nieświadomie uderzył w cały system.

Niespełnione oczekiwania

Hasan Rouhani, uchodzący za konserwatystę-reformatora, może pochwalić się wieloma sukcesami. W trakcie pierwszej kadencji osiągnął porozumienie ze światowymi mocarstwami zakładające ograniczenie irańskiego programu nuklearnego w zamian za zniesienie większości międzynarodowych sankcji, zdławił inflację, ożywił gospodarkę, otworzył Iran na świat i zdołał powrócić do eksportu irańskiej ropy.
Niestety zwykli mieszkańcy nie odczuli ożywienia gospodarki i nowego otwarcia; wzrosło bezrobocie, szczególnie wśród młodych ludzi, wzrosły podatki i ceny, w tym na produkty pierwszej potrzeby. Protestujący wyrażali złość z powodu niespełnionych oczekiwań, a to już malutki krok od buntu. Pogarszające się stosunki ze Stanami Zjednoczonymi po wyborze Trumpa również mają wpływ na irańską gospodarkę, szczególnie w kontekście inwestycji zagranicznych. Nie bez znaczenia są również wewnętrzne tarcia; opozycja zarzuca Rouhaniemu nieudolność, podczas gdy obóz prezydencki zarzuca wewnętrznej opozycji hamowanie reform. Dodajmy do tego kosztowną rywalizację z Arabią Saudyjską.

Władza i opozycja

Aby zrozumieć zawiłości irańskich problemów wewnętrznych należy przyjrzeć się skomplikowanemu układowi irańskiej władzy. Irański system składa się z dwóch poziomów. Pierwszy jest nam znany i obejmuje prezydenta (wybieranego przez obywateli), parlament (wybierany przez obywateli) i rząd (powoływany przez prezydenta i zatwierdzany przez parlament). Znana jest instytucja referendum. Drugi poziom skład się ze Zgromadzenia Ekspertów, Rady Strażników Konstytucji, Rady ds. Oceny Celowości oraz najważniejszej osoby w państwie – Najwyższego Przywódcy. Odwołać go może Zgromadzenie Ekspertów, jednak kandydatów do tego ciała zatwierdza Rada Strażników Konstytucji, której połowa składu jest powoływana przez Najwyższego Przywódcę. Drugą połowę powołuje szef władzy sądowniczej, który jest powoływany przez Najwyższego Przywódcę. Co więcej, Rada zatwierdza również kandydatów na urząd prezydenta czy deputowanych parlamentu. Wszystko to sprowadza się do stwierdzenia, że faktyczną władzę w państwie sprawuje Najwyższy Przywódca, obecnie Ali Chamenei.
Oprócz wpływu na najważniejsze ośrodki władzy, ma on jeszcze do dyspozycji Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej, czyli potężną armię składającą się z sił lądowych, sił powietrznych, marynarki, służby wywiadowczej, jednostki specjalnej i jednostki paramilitarnej. Blisko 160 tysięcy żołnierzy. Korpus, nazywany 'państwem w państwie', kontroluje nawet do 60% gospodarki, prowadzi wiele firm w wielu różnych branżach, zajmuje się również działalnością przestępczą (np. przemytem). Stąd zniesienie sankcji było dla tej formacji niekorzystne.

Inna rewolucja

Wielu dziennikarzy łączy rozpoczęte w grudniu 2017 roku protesty z tymi, które miały miejsce w roku 2009. Wtedy wybuchły one w związku z wyborami prezydenckimi, które miały zostać sfałszowane. Domagano się powtórzenia wyborów. Jednak w sierpniu Ahmadineżad został oficjalnie zaprzysiężony na drugą kadencję. Bunt zdławiono siłą; zginęło kilkadziesiąt osób (niektóre źródła mówią o 150 ofiarach). Masowe protesty z 2009 roku różnią się jednak od tych z przełomu 2017/2018.
Po pierwsze różni je miejsce. W 2009 roku protesty rozpoczęły się i później koncentrowały głównie w stolicy, podczas gdy obecne na prowincji. Po drugie powód. „Zieloną rewolucję” zapoczątkowały fałszerstwa wyborcze, a na demonstracjach od razu pojawiły się hasła polityczne, podczas gdy powodem obecnych są głównie kwestie ekonomiczne. Wystąpił tu syndrom zawiedzionych oczekiwań. Po trzecie ludzie. Irańskie społeczeństwo jest jednym z najszybciej starzejących się w skali świata; obecnie średni wiek Irańczyka wynosi 31 lat. Oznacza to, że istnieją odpowiednie warunki do wzrostu gospodarczego, a tzw. obciążenia międzypokoleniowe są stosunkowo małe. A to przekłada się na swego rodzaju stabilność i niechęć do ryzykowania. W 2009 roku protestowali ludzie młodzi, którzy obecnie są starsi o prawie 10 lat, zazwyczaj z ugruntowaną sytuacją rodzinną i zawodową. Nie dołączyli do buntu. Jego trzon stanowili ponownie ludzie młodzi, lecz już nie tak liczni. Po czwarte liderzy. A właściwie ich brak. Zwolennicy 'zielonej rewolucji' skupieni byli wokół rozpoznawalnych liderów (często współtwórców obecnego systemu), podczas fali obecnego niezadowolenia po prostu ich zabrakło. Po piąte reakcja. Z powodów wymienionych wyżej dławienie obecnego buntu wyglądało zupełnie inaczej. Nie zagrażał on w takim stopniu systemowi, jak ten z 2009 roku.

Co dalej?

Oficjalnie ogłoszono zakończenie buntu. Ludzie, którzy wyszli na ulice niewiele osiągnęli. Brakowało liderów i spójnego programu. Brakowało ludzi i entuzjazmu. Jednak pamiętać należy, że po tego typu wydarzeniach zawsze się coś zmienia. Wiadomo już, że nie warto walk frakcyjnych przenosić na ulicę, gdyż bardzo szybko mogą wymknąć się spod kontroli. Szczególnie w sytuacji, kiedy wielka wojna frakcyjna zbliża się nieubłaganie, a rozpocznie ją śmierć Alego Chamenei'ego. 
Nie warto też ryzykować w obliczu sytuacji międzynarodowej Iranu; rywalizacji z Saudami i pogorszenia się stosunków ze Stanami Zjednoczonymi. Warto zadać pytanie, a co jeśli protesty okazałyby się skuteczne? Co nastąpi po kolejnej rewolucji? Historia pokazuje, że rewolucje w imię demokracji często kończą się formą tyranii. Nie wiemy, kto ostatecznie przejąłby władzę i czy ta 'alternatywa' nie byłaby gorsza od obecnych rządów. Szczególnie uwzględniając kontekst międzynarodowy. Ale również wzrost nastrojów nacjonalistycznych.
Kolejna rewolucja mogłaby doprowadzić do krwawej wojny domowej i zdestabilizować region. A tego na pewno nie chcieliby zwykli Irańczycy. System mogą obalić jego obecni obrońcy, ale jeszcze nie teraz...

Komentarze